,

SŁABA PŁEĆ, A JEDNAK... /4/

Być może zachęciłam naszych drogich Czytelników do sięgnięcia po tekst Kanonu Rzymskiego. I być może po zaznajomieniu się z fragmentem, w którym poznajemy imiona kobiet, oczekiwanie na czwartą część „Słabej płci”
wiązało się ze świętą, wymienianą w tej Modlitwie jako czwartą z nich. Niech mi jednak będzie wybaczone, że nieco tę kolejność zmienię (oczywiście zmienię w naszym cyklu, a nie w Mszale) i dziś przywołamy męczennicę, której imię pojawia się w Kanonie jako ostatnie. W dalszej części artykułu znajdziemy wyjaśnienie takiego „manewru”.

Anastazja... Nie jest łatwo odnaleźć jednoznaczne informacje o tej świętej, ale wiele źródeł podaje, że urodziła się
w bogatej rodzinie rzymskiego patrycjusza około połowy III wieku. Matka Anastazji była chrześcijanką, ojciec zaś poganinem. Ona sama została żoną człowieka, który okazał się okrutnikiem i przysporzył jej wiele cierpienia. Po śmierci męża Anastazja nie oddała się błogiemu życiu. Służyła więzionym chrześcijanom, w tym także swojemu kierownikowi duchowemu – św. Chryzogonowi, pełniąc uczynki miłosierdzia, zarówno dla ciała jak i dla ducha. Zanosiła jedzenie
i opatrywała rany, ale też wspierała słowem oraz modlitwą. Narażała swoje własne życie, jednak mimo wszystko odważnie niosła pomoc potrzebującym współbraciom. W końcu uwięziono ją i skazano na śmierć. Według przekazów wyrok miał zostać wykonany poprzez... wyprawienie Anastazji na pełne morze w dziurawym statku. Ten jednak nie utonął, więc kary dopełniono przez spalenie naszej świętej. Można by o niej powiedzieć, podobnie jak mówił Jan Paweł II
o św. Maksymilianie Kolbe: Anastazja nie umarła, ale oddała życie. Za Chrystusa, za braci, za wiarę. Wyrok wykonano
w Sirmium (teren obecnej Serbii) w 304 roku. W ten sposób kolejna palma męczeństwa zajaśniała w niebie, stając się świadectwem, że właśnie życie ma „ostatnie słowo”, a nie śmierć. To niezwykle wymowne, ponieważ nasza święta... nawet poprzez swoje imię głosiła i głosi prawdę o zwycięstwie życia nad śmiercią: „Anastazja” znaczy „Zmartwychwstanie”
[gr. Anastasis].

To właśnie znaczenie imienia ostatniej męczennicy z Kanonu Rzymskiego stało się powodem, dla którego zmieniliśmy kolejność poznawanych w „Słabej płci” świętych kobiet. Niedawno przecież przeżywaliśmy Uroczystość Zmartwychwstania
i cały czas trwamy w radości okresu wielkanocnego. Anastazja pokazuje nam „całą sobą”, że Chrystus, który oddał życie, ale i powstał z martwych, jest w stanie wyprowadzić także mnie z każdego grobu – szczególnie z grobu własnego egoizmu, pychy i beznadziei. Potrzeba tylko (albo aż) mojego prawdziwego nawrócenia.

Pisząc ten artykuł, uświadomiłam sobie jeszcze jeden ważny aspekt. Warto pamiętać, że każdy moment obecnego
roku z racji Jubileuszu odnosimy do tajemnicy Narodzenia Pańskiego. Skoro każdy moment, to okres paschalny szczególnie. I tu pojawia się ciekawa refleksja oraz nieprzypadkowe (moim zdaniem) nawiązanie do Anastazji. Otóż wspomnienie naszej świętej było obchodzone… 25 grudnia. Prawdopodobnie to właśnie w kościele św. Anastazji na Palatynie w Rzymie sprawowano pierwsze uroczyste Msze święte w dni Bożego Narodzenia po oficjalnym uznaniu daty, czyli 25 grudnia. Także dziś w kalendarzu liturgicznym możemy znaleźć odniesienie do męczennicy z pierwszych wieków chrześcijaństwa. To niezwykle wymowne – połączenie tajemnicy Wcielenia i Zmartwychwstania. W obecnym roku
św. Anastazja zaprasza nas do refleksji w sposób szczególny. Bóg jest wierny w wypełnianiu obietnic, które daje. Jest wierny „od żłóbka po pusty grób”. Działa po swojemu, konsekwentnie realizując to, co jest Jego wolą. Jednak potrzebuje także mnie i Ciebie, byśmy stawali się apostołami miłosierdzia, pielgrzymami nadziei i świadkami Anastasis,
którzy (jak mówił św. Franciszek) będą głosić Ewangelię zawsze, a gdy trzeba – także słowami.



Małgorzata Sar

do góry